Co jest nie tak z feminizmem?
Czy uważasz, że kobieta jest gorsza od
mężczyzny? Czy za tę samą pracę powinnaś otrzymać mniej pieniędzy? Czy
wierzysz, że masz jakiś szczególny gen, który sprawia, że lepiej niż Twój mąż
czy partner zmywasz naczynia lub odkurzasz? Na wszystkie pytania odpowiedziałaś
nie, prawda? To czemu na pytanie: czy jesteś feministką większość kobiet
odpowiada: a co to za pytanie? / nie mam czasu teraz myśleć o takich rzeczach /
to zależy, jak to rozumieć itp.?
Odpowiadając na pierwsze pytania nie, wychodzi na to, że jesteś
feministką. Co prawda, pierwsze bojowniczki o sprawę kobiecą walczyły o to, by
mogły swobodnie się poruszać bez męża czy przyzwoitki, studiować, pracować i
głosować. Co poszło nie tak? Podpisujemy się obiema rękami pod zasługami
feministek, ale nie chcemy się tak nazywać. Czym zgrzeszyły feministki?
Inspiracją do napisania tego tekstu był
post Ewy Chodakowskiej sprzed tygodnia, który wzbudził we mnie prawdziwe zdziwienie. Pierwszy raz przeczytałam wszystkie komentarze, jakie się pod nim
pojawiły, nawet zostawiając swój. Bardzo rzadko wyrażam swoje zdanie w tego
typu internetowej przestrzeni (Instagram, Facebook), wolę to robić za
pośrednictwem mojego bloga, bądź na żywo przy kawie.😊 Ewa napisała krótki apel do kobiet,
by MÓWIŁY CZEGO CHCĄ i by DBAŁY O SIEBIE. Poruszyła temat nadgorliwości,
która jak mówi przysłowie jest gorsza od faszyzmu i coś w tym jest!
Chodziło o to, by kobiety znalazły czas dla siebie, nie brały udziału w
konkursie na najlepszą żonę, matkę, pracownicę, by nauczyły się odpuszczać i
zwracać uwagę na swoje potrzeby, a nie wszystkich dookoła. By komunikowały
swoje oczekiwania, nie dusiły w sobie pretensji, niesprawiedliwości świata i narastającej
frustracji. Prosty przekaz, pod którym pojawiły się takie komentarze, że aż
włos się na głowie jeży. Tym bardziej, że głos zabrały kobiety...
Po pierwsze: co tam Chodakowska może
wiedzieć o normalnej rodzinie, w
końcu ona ma tyle kasy, że może dbać o siebie. Pytanie brzmi: czy w normalnej
rodzinie kobiety o siebie nie dbają?!?!
Po drugie: jak żona ma powiedzieć mężowi,
który wrócił z pracy, że nie pozmywa po obiedzie, że idzie na siłownię, bo jak
on zareaguje?!?! O zgrozo!
Po trzecie: stwierdzenie „łatwo ci mówić”, po którym pojawia się
masa argumentów, dlaczego kobiety stawiają się w takiej, a nie innej roli.
(sprzątaczki, kucharki, praczki itp.)
Pierwszy wniosek, po przeczytaniu
wszystkich opinii, jest taki, że niewątpliwie kobiety mają ogromną zdolność do
usprawiedliwiania swojego faceta i brania na swoje barki wszystkich domowych
obowiązków, wręcz wyręczania mężczyzn ze wszystkiego, bo „biedaczek” tak ciężko
pracuje.
Drugi wniosek: najprościej jest komuś
powiedzieć: łatwo ci mówić, a następnie szukać usprawiedliwień dla swojego
niezbyt dobrego położenia niż przyznać przed sobą jak naprawdę jest, i próbować
cokolwiek zmienić (łatwiej kogoś ocenić niż samego siebie).
Kwestia dbania o siebie i komunikowania
swoich potrzeb to nie jest kwestia posiadania pieniędzy i możliwości z nimi
związanych. Zadbanie o swoje JA zaczyna się w głowie i na tej „głowie” powinno się kończyć. Jeśli nie
będziemy szczęśliwe w naszej głowie, to na zewnątrz również nie będziemy, nawet
posiadając miliony na koncie. Spacer, domowy trening, czas z książką, dobra
kawa – na tarasie, na balkonie (niekoniecznie w drogiej restauracji) to jest czas tylko dla siebie. Wtedy, kiedy
jesteś sama ze swoimi myślami. Każda z nas zupełnie inaczej podchodzi do
kwestii dbania o siebie. Niektóre kobiety potrafią wydawać setki tysięcy
złotych na drogie zabiegi kosmetyczne, a i tak nie potrafią zadbać o swoje
piękno wewnętrzne.
Ponowię pytanie: Czym zgrzeszyły
feministki?
Polski feminizm zatracił tożsamość.
Kojarzy się z batalią o to, czy o kobietach mówić „minister” czy „ministra”. Z
Kazimierą Szczuką, która całowała w rękę dyrektora telewizyjnej Jedynki, bo on
„śmiał” pocałować ją. Z awanturami – o aborcję, o in vitro i edukację
seksualną. Gdziekolwiek się pojawia – kończy się prowokacją, awanturą,
pyskówką. Trudno nie odnieść wrażenia, że polskie feministki karmią się chorym
zainteresowaniem, dyskusjami pełnymi jadu, nienawiści, zamętu. Podpisują się pod
zadymiarskimi hasłami (chociażby: aborcja jest ok), a milczą tam, gdzie ich
pomoc jest potrzebna. Wychodzi na to, że aby być feministką, trzeba epatować
kontrowersyjnymi poglądami, walczyć o osobowość prawną macicy i uważać, że
mężczyźni to podludzie bez kompetencji. Podsumowując, robić wszystko to, czego
nikt się nie spodziewa po kulturalnym człowieku.
A przecież dzięki feminizmowi możemy
studiować, pracować, mamy prawa wyborcze, mamy prawo wypowiedzenia własnego
zdania na głos. To dobre zasługi i szkoda, że nikt o nich nie pamięta, że
feminizm to dzisiaj pejoratywne skojarzenie. A feminizm to nic innego jak
równouprawnienie. To znaczy, że każdy ma prawo żyć, jak chce, jednocześnie
uznając, że inni też mogą żyć po swojemu.
Niech podsumowanie niniejszego tekstu będą
słowa Iwony Majewskiej - Opiełki z książki Siła
kobiecości, które pisałam Wam przy okazji życzeń na Dzień Kobiet:
Domy
mogą być wspaniałą oazą ciepła, współpracy, ładu i regenerowania wszelkich sił,
a mogą też być przeciwieństwem tego wszystkiego. Panie domu mogą być
spełnionymi, twórczo zaangażowanymi w życie zawodowe i społeczne kobietami, a
mogą być sfrustrowanymi, rozgoryczonymi, pełnymi pretensji i kiszącymi się w
ograniczonej przestrzeni istotami.
Którą wersję wybierasz?
![]() |
(źródło: Pinterest) |
M.
Komentarze
Prześlij komentarz