Ludzkie licytacje
Z czym kojarzy Wam się wyraz licytacja?
Według Słownika Języka Polskiego PWN słowo to ma trzy znaczenia, z czego
interesuje mnie jedno z nich, a mianowicie licytacja jako dyskusja, w
której uczestnicy prześcigają się w przytaczaniu argumentów. Dosadniej
rzecz ujmując, biorąc udział w utarczkach słownych - kto ma gorzej lub lepiej w
obecnej sytuacji. Ale te licytacje nie dotyczą tylko tej rzeczywistości, którą
mamy od ponad dwóch miesięcy, te sytuacje były zawsze i gdzieś zawsze uwierały,
dlatego chciałabym w dzisiejszych tekście zwrócić na to Waszą uwagę.
Jesteśmy społeczeństwem, które uwielbia narzekać.
Krytykować wszystko i wszystkich. Przyjrzycie się sobie i ludziom wokół Was i
zauważcie, jak wiele kontaktów międzyludzkich opiera się na krytycyzmie.
Dlaczego? Bo jest po prostu znacznie łatwiej mówić o tym, co ktoś zrobił, niż
uczynić to samemu. Przejdźmy jednak do sedna…
Narzekanie narzekaniem, ale nie ma nic gorszego niż
próba odbierania komuś wyrażania własnych emocji i odczuć.
Ostatnio dość znana osoba, którą obserwuję na jednym z
portali społecznościowych podzieliła się swoimi rozterkami między opieką nad
dwójką małych dzieci w domu, a pracą zdalną, która musi być wykonana w
określonym czasie. Wyraziła swój niepokój, bezradność, ale także lęk związany z
niepewnością najbliższej przyszłości. Kto z nas w ostatnim czasie nie czuł tak
wielu skrajnych emocji? Dlaczego o tym piszę? Jedna z dziewczyn napisała
komentarz, który wyjątkowo mnie poruszył…
Wzburzyła się, jak można narzekać, skoro ma się zdrowe
dzieci i możliwość pracy zdalnej, po czym dodała, że sama zachorowała na raka i
nie będzie mogła zostać mamą, dlatego nie rozumie narzekania i nieumiejętności
docenienia tego, co się ma. I tak dalej…
I tu pojawiają się dwie kwestie, na które chciałabym
zwrócić uwagę.
Sprawa pierwsza – nasze emocje i prawo do ich
wyrażania.
Sprawa druga – obwinianie innych.
Obwinianie innych jest stratą czasu. Bez względu na
to, ile winy znajdziemy u kogoś i jak bardzo będziemy go oskarżać – to nas nie
zmieni. Jedynym efektem obwiniania jest przesunięcie uwagi na czynniki
zewnętrzne, gdy szukamy przyczyn swoje niezadowolenia czy frustracji. Samo
obwinianie jest też pewnego rodzaju aktem głupoty, bo nawet jeśli dałoby ono
jakieś rezultaty, to nie będą one nas dotyczyć. Może uda nam się obarczyć kogoś
poczuciem winy, ale nie uda nam się zaradzić temu, że czujemy się
nieszczęśliwi. Być może uda nam się przestać o tym myśleć, ale nie uda nam się
tego zmienić, dopóki nie zmienimy własnego toku rozumowania i myślenia. Postępujemy
jak głupcy, jeśli wyjaśnienia, jak powinniśmy się czuć i co robić, szukamy poza
sobą. U innych. Przyjmowanie kontroli wewnętrznej nad własnym życiem jest
najlepszym rozwiązaniem.
A co z emocjami?
Emocje są niczym innym, jak ważnymi
sygnałami wysyłanymi do naszej świadomości przez psychikę. Dlatego należy wejść
w kontakt z daną emocją. Dla jednych będzie to medytacja, modlitwa, rozmowa z
przyjacielem, dla innych słuchanie smutnych piosenek. Najważniejsze jest, by w
trakcie poddawania się emocji nie pozwolić jej sobą zawładnąć. Mówi się, że
nasze myśli są pierwotnym powodem tego, co czujemy, dlatego tak ważne jest, by
umieć nad tym panować. By odczuwany przez nas smutek nie został zastąpiony
przez pustkę, odrętwienie, obezwładniające poczucie bezradności. Sygnały
wysyłane do naszej świadomości zawierające konkretne zachowania, potrzeby i
emocje są czymś, co toruje drogę do kontaktu. Kontaktu zaczynającego się od
nas! To nie inni ludzi odpowiadają za nasze emocje. Ludzie pokazują się, bo coś
ważnego dla nas nie pojawia/ pojawia się w ich zachowaniu, natomiast oni
prawdopodobnie nie zdają sobie z tego sprawy.
Wayne W. Dyer w książce Pokochaj siebie pisał,
że akceptowanie siebie oznacza brak narzekania: Ludzie w pełni aktywni nigdy
nie narzekają, a w szczególności nie narzekają na to, że skały są twarde, niebo
pochmurne, a lód zimny. Co więc oznacza akceptacja? To zaprzestanie narzekania,
a szczęście? Szczęście to zaprzestanie narzekania na rzeczy, na które nie mamy
wpływu.
I wiecie co? Zgadzam się z tym, bo nawet jeśli powiemy
komuś o rzeczach, których w sobie nie lubimy, to takie zachowanie wzmacnia
nasze niezadowolenie, a zazwyczaj nasz rozmówca i tak nie jest w stanie nam pomóc,
jedynie może zaprzeczyć – w co i tak mu nie uwierzymy. Błędne koło.
I wcale nie twierdzę, że nie można mówić o swoim
niezadowoleniu, lepiej powiedzieć niż tłumić w sobie negatywne emocje. Bo mamy
do nich prawo i musimy je okazywać.
Dla mnie ważna jest równowaga. Taka, by nie obarczać
kogoś swoimi problemami, taka by rozumieć, że jeśli ktoś dzieli się swoimi
rozterkami to ma do tego pełne prawo i mu wolno, i taka, że empatia to bardzo
ważna zdolność, dzięki której widzimy i rozumiemy więcej…
Gdy będziemy się ciągle ze wszystkimi „licytować”
nigdy nie będziemy szczęśliwi. Zawsze ktoś będzie miał lepiej/łatwiej, zawsze
znajdziemy argumenty przemawiające na czyjąś korzyść, a nie naszą. U kogoś
widzimy więcej, nie wiedząc i nie widząc całej prawdy. Ot taki paradoks.
(źródło: Pinterest) |
M.
Komentarze
Prześlij komentarz