Moc słów
W życiu każdego człowieka przychodzi czas generalnych porządków. Nie tak łatwo się do nich zabrać. Wydaje mi się,
że coraz częściej odkładamy te chwile na przysłowiowe „potem”.
Porządkowanie bibelotów, odświeżanie pamięci na rzeczy, które mamy, a o których w przeciągu kilku lat zapomnieliśmy,
wyrzucenie pewnych przedmiotów bez zbędnych sentymentów, wprowadza w nasze
życie nową jakość i nowego ducha! Zrobiłam to, polecam!
Ale nie o tym chciałam… Robiąc porządek w
studenckich pudłach natrafiłam na notatki z teorii językoznawstwa, a uściślając
z teorii komunikacji. Czytając jeszcze raz to, czego uczyłam się dobre trzy
lata temu, zdałam sobie sprawę, że to nie tylko ciekawy pomysł na nowy tekst. Przede wszystkim naszła mnie refleksja, że my
jako ludzie często zapominamy na czym polega prawdziwa komunikacja, jak powinna
przebiegać i co najważniejsze – jak komunikować to, co chcemy powiedzieć.
Każdego dnia przeprowadzamy dziesiątki tysięcy rozmów, każdego dnia używamy
swojego zasobu słownictwa, by przekazać komuś jakąś informację. Jednak nie
zawsze jest to dobrze przekazane, bądź właściwie odebrane i zrozumiane.
Roman Jakobson – rosyjski językoznawca, teoretyk
literatury stworzył schemat aktu komunikacji, który jest podstawą wszelkich relacji
międzyludzkich.
Schemat stworzony jest z dwóch
podstawowych kanałów, czyli z Nadawcy
i Odbiorcy. Między nimi panuje 4xK, czyli Komunikat, Kod, Kontekst i Kontakt.
Każdy z tych elementów odgrywa istotną
rolę oraz pełni określoną funkcję, tak by owa komunikacja przebiegała we
właściwym kierunku.
Mówiąc najprościej: Nadawca w pewnym
języku (Kodzie - wspólnym dla N. i O.) przekazuje Komunikat (pewną informację)
Odbiorcy. Wszystko to odbywa się w pewnym Kontekście (wspólnym świecie N. i O.)
i Kontakcie (fizyczny kanał, psychiczny związek) zachodzącym między N. i O.
Wydawać by się mogło, że schemat jest prosty
do zrozumienia, że nie ma tu żadnych trudności i komunikacja między ludźmi powinna
przebiegać zgodnie z powyższym aktem.
Rzeczywistość okazuje się jednak całkiem
inna…
Sapir & Whorf – dwaj wybitni
językoznawcy głosili, że język kształtuje nasz system poznawczy. Zatem owy
system zdany jest na „łaskę” języka, w którym żyje. Zdanie, które najtrafniej
podsumowuje powyższe stwierdzenie brzmi następująco: granice mojego języka są granicami mojego świata. A język to przede
wszystkim SŁOWA…
Nie sposób się z tym nie zgodzić. Wśród
nas są ludzie, którzy posługują się mniej lub bardziej poprawną polszczyzną,
używają pewnych skrótów myślowych znanych tylko danej społeczności, posługują
się sloganami, metaforami, parafrazami, słowami, które dla niektórych są
niezrozumiałe, bo ci nie mają takiego zasobu słownictwa, takiego wyobrażenia o
świecie, danych doświadczeń itp.
We wspomnianym akcie komunikacyjnym
najważniejszy jest KOD – czyli nasz język (nasze granice świata), za pomocą którego
komunikujemy. Pod tymi trzema literami kryją się SŁOWA.
Słowa, które mają niezwykłą moc. To one
zmieniają nasze uczucia. Mimo że często nie uświadamiamy sobie ich znaczenia, a
jeszcze rzadziej zastanawiamy się, w jakim stopniu wpływają na nasze myśli i
samopoczucie.
Słowa towarzyszą nam od najmłodszych lat.
Nadajemy nazwy wszystkiemu co jest wokół nas, opowiadamy o tym, co dla nas
ważne. Słowa zmieniają świat, wpływają na nasze jego pojmowanie. Na stałe
znajdują miejsce w naszej pamięci, sercu oraz umyśle. Są tajemnicze, dobrze użyte fascynują i sprawiają, że czytany bądź mówiony tekst tak wciąga, że nic więcej
się w danym momencie nie liczy.
Słowom towarzyszą nasze uczucia, dlatego
też oprócz tego, że to co słyszymy sprawia nam radość, to również zadaje ból.
Na przykład gdy usłyszymy, że coś niewłaściwie zrozumieliśmy, to w jakiś konkretny
sposób na to zareagujemy. Jeśli ktoś zarzuci nam pewną niekompetencję bądź brak
racji, z całą pewnością zareagujemy ostrzej niż na pierwszy przykład. Gdy ktoś
jednak zarzuci nam kłamstwo lub oszustwo nasze uczucia i myśli zmienią się w
momencie. Mimo tego że wszystkie te słowa można zastosować z powodzeniem w tej
samej sytuacji, tylko w innym kontekście.
Mówi się: czyny, nie słowa. Bywa
jednak tak, że to słowa zapadają nam w pamięć, powracają jak bumerang. Częściej
pamiętamy słowa, którymi ktoś nas uraził, obraził, powiedział coś, co nas
dotknęło niż czyjeś złe czyny. W natłoku codziennych spraw, gonitwy myśli i domowych obowiązków jesteśmy bardziej skorzy,
by te niechybne czyny wymazać z pamięci niż słowa.
Choć metafora słowa jako fali (gdybyśmy przyjęli czyjeś słowa tak jak falę,
to one za chwilę dopłynęłyby do brzegu i zniknęły. Nie byłoby ich już) jest
bardzo trafna i podpisuje się pod nią obiema rękoma, to wydaje mi się, że nie
powinno tu chodzić o walkę z falą słów, o stawianie jej oporu a o to, że z
dobrymi słowami skierowanymi w naszą stronę nigdy nie walczymy – zawsze je miło
przyjmujemy. To z tymi złymi się spieramy i próbujemy udowadniać, że jest
inaczej. Bardzo często jest inaczej, ale zawsze są dwa punkty widzenia – A i B
i nawet jeśli odpuścimy walkę, to te przykre słowa zostają w głowie, bo
dotykają naszej duszy.
Wnioskiem nie jest to, by nie mówić
przykrych słów, ale by mówić w taki sposób, by właściwie przekazać to, co chcemy. Jeśli w
zamyśle chcemy kogoś upokorzyć, to wtedy nie ma o czym mówić. Fala złych słów z
naszych ust uderzy z ogromną mocą, ale jeśli chcemy przekazać co nam leży na
sercu (nie chcąc kogoś zranić), wystarczy dobrać odpowiednie słowa. Przede wszystkim komunikować z
mojego punktu widzenia i z mojej strony jak to wygląda, a nie argumentować „bo TY to
to, i to, i to, i to”. Zasada prosta jak konstrukcja cepa,
a tak trudno ludziom wdrożyć ją w życie.
Tak trudno nam się porozumieć. Dlaczego?
To pytanie bardzo często zadaję, bo zawsze jest kluczowe i zawiera w sobie
problem, który trzeba rozwiązać. Dlaczego tak trudno nam się dogadać?
Odpowiedzi jest zapewne wiele, w zależności z jakiej strony na to spojrzymy. Ja
mogę napisać tylko jedno: często słyszymy to, co chcemy usłyszeć i nie
potrafimy słuchać drugiego człowieka, a nawet nie chcemy. My wiemy lepiej,
jesteśmy mądrzejsi, lepsi. Nie jesteśmy ciekawi świata – to problem dzisiejszego
poprawnego przebiegu aktu komunikacji.
Podsumowując, zdarza się również tak, że nie mówimy tego co chcemy, dusimy to w sobie, co powoduje, że wypalamy się
wewnętrznie. Z drugiej strony - chcemy być szczerzy mówiąc co nam „leży na wątrobie”,
ale druga osoba nie przyjmuje tego do wiadomości i zawsze „wie lepie”.
Nie ma jednej prawdy, każdy zawsze będzie ciągnął w swoją stronę, ale starajmy się drugą osobę Słuchać i Rozumieć, a może
wtedy ta komunikacja będzie trochę sprawniej działać.
Szanujmy się wzajemnie, zróbmy generalny
porządek w swoich myślach. Niech ten grudniowy czas będzie czasem refleksji i
dobrych słów.
M.
Komentarze
Prześlij komentarz