Mówiąc inaczej ≠ mówiąc poprawnie.
Kilka tygodni temu moją domową
biblioteczkę uzupełniła książka Mówiąc
inaczej Pauliny Mikuły – absolwentki polonistyki na Uniwersytecie
Warszawskim, autorki popularnego vloga o tytule takim, jak książka.
Szukając w Matrasie ciekawych pozycji
książkowych, natrafiłam właśnie na tę. Przeczytałam opis, który wydał mi się
dość intrygujący. Stwierdziłam, a co! Może się czegoś nowego dowiem. Zajęcia z
językoznawstwa już dawno za mną, notatki starannie pochowane w teczki, pudełka,
pudełeczka, skryte gdzieś w domowych zakamarkach. Wobec czego z
niecierpliwością zaczęłam czytać książkę, mając nadzieję, że nie tylko
przypomnę sobie zapomniane reguły, odświeżę dawno nieużywaną wiedzę, ale przede
wszystkim nauczę się czegoś od koleżanki „po fachu”.
Po kilkunastu przeczytanych stronach czar
prysł! A strony 115 – 116 tejże książki doprowadziły moje polonistyczne serce
niemal do wykrwawienia.
Pozwolę sobie zacytować fragment:
Nauczycielka
powiedziała tak: „Paulino, dobry polonista wcale nie musi znać ortografii”.
Rozumiecie to? (…) To było jak sen! I to jaki piękny. Gdy się jednak tak
porządnie zastanowić, to całkiem logiczne. Język polski to nie tylko
ortografia. To między innymi ortografia. Czy aby być fenomenalnym pisarzem,
trzeba znać ortografię? Nie, tekst daje się do korekty i resztę ma się w nosie.
Dziennikarze to samo – dają tekst do korekty i resztę mają w nosie. Pewnie
nauczyciele powinni znać ortografię, bo w pewnym sensie jej uczą (…) Wniosek:
mogę być dobrym polonistą bez opanowanej do perfekcji ortografii. Wy też
możecie!
Słowa te wywołały falę myśli i emocji w
mojej głowie, a ponadto przeważyły o mojej opinii na temat polonistycznych
kompetencji i rozważań Pauliny Mikuły.
Jak to? Dobry polonista nie musi znać
ortografii? To w takim razie CO MUSI? W jednym z poprzednich postów apelowałam
o to, byśmy nie pozwalali sobie na bylejakość! A tu proszę! Wydawać by się
mogło, że to mądra, wykształcona dziewczyna po Uniwersytecie Warszawskim, a właśnie
na to pozwala. Pozwala na to młodszemu od siebie pokoleniu, któremu powinno się
wpajać pewne zasady, moralne przykazania, by żyło nam się lepiej, a nie gorzej.
A myślę, że do tego zmierzamy. Do bylejakości. Do robienia wszystkiego, mówiąc
kolokwialnie, na odwal się. Jeśli nauczyciel polonista nie musi znać
ortografii, to przyzwalamy również na to, żeby mechanik nie znał marek pojazdów,
bądź też nie umiał zdiagnozować usterki w samochodzie. Idąc dalej, żeby lekarz
nie potrafił udzielić pierwszej pomocy, czy prawnik nie znał kodeksu w
dziedzinie prawa, w jakiej się specjalizuje.
Nie o to walczyliśmy! Kiedyś, nie tak
całkiem dawno, jeśli ktoś w pracy maturalnej popełnił kilka błędów
ortograficznych nie zdawał matury, a co za tym idzie – nie szedł na studia i
nie udawał wielce wykształconego! A dzisiaj co mamy? Świat pełen ludzi z
przydomkiem MGR przed nazwiskiem, którzy uważają, że tego nie trzeba, tamtego
nie trzeba! To w takim razie, co należy? Gdzie jakaś piramida wartości, którymi
powinniśmy się kierować? Gdzie zasady, według których powinniśmy żyć?
Paulina Mikuła napisała o sobie, że jest
nauczycielką o jakiej zawsze marzyłeś. Czy aby na pewno? Dzisiejszy świat jest
zupełnie inny niż ten, w którym my się wychowywaliśmy, nie wspominając o
naszych rodzicach. Co nie jest powodem do tego, by nauczyciel zniżał się do
poziomu ucznia, dlatego by być akceptowanym, a takie odnoszę tu wrażenie. Aby
książka była przystępna dla współczesnych czytelników, Mikuła rezygnuje z
języka wzorcowego (nasuwa się pytanie: jakim powinien posługiwać się
nauczyciel, o jakim marzyłeś?) na rzecz mowy potocznej. W zamierzeniu ma to
znieść wspomniany wyżej dystans między nami - odbiorcami a autorką i sprawić,
żebyśmy czuli się zrelaksowani, kiedy okazuje się, że całe zycie źle używaliśmy
danej konstrukcji językowej. Przyznam jednak, że dla mnie jest to niedopuszczalne.
Jest tu mocny zgrzyt. Czemu? Czytamy książkę o POPRAWNEJ POLSZCZYŹNIE, napisaną
przez POLONISTKĘ, a sama autorka wyraża się tak, jak w rozmowie z koleżanką na
kawie, lub gorzej. Staram się zrozumieć intencje, ale jednak od książek wymagam
czegoś więcej i dopasowany język jest tu kluczowy. Zdaję sobie również sprawę z
tego, że jeśli chciałabym przeczytać poważne dzieła językoznawcze, to powinnam
sięgnąć po literaturę profesorów: Bralczyka, Miodka, Markowskiego, prof.
Jolanty Antas (UJ), ale mimo wszystko – Paulina Mikuła to absolwentka
polonistyki po UW, więc powinna nieco staranniej dobierać słownictwo. Ba!
Pisząc tę książkę, bardziej przyłożyć się do konkretnego wyjaśnienia reguł, a
nie tłumacząc: „piszmy tak i koniec” lub argumentując: „bo to nieładnie brzmi”
etc. Po tych przykładach pojawił mi się w głowie obraz nauczyciela, który na
pytanie ucznia „Proszę Pani, a dlaczego tak to się piszę?” odpowiada : „Bo tak
Jasiu i koniec, pisz!”. Można jeszcze dodać „i nie dyskutuj”. :)
Gdzie w tym wszystkim kreatywne myślenie
ucznia? Gdzie nauczyciel, który inspiruje?
Podstawowe dokumenty określające zasady i
kierunki współczesnej edukacji
poruszają termin PARTNERSTWA w szkole. Określa on rodzaj stosunku, jaki zgodnie z postulatami
kierowanymi pod adresem nauczycieli winien łączyć ich z uczniami. Słowo kojarzy
się z równorzędnością, równoprawnością. Jego treść precyzuje inny postulat, a
właściwie fundament nauczania i wychowania. Jest nim podmiotowe traktowanie
osób uczących się. W procesie dydaktycznym uczestniczą zatem dwa podmioty: nauczyciele
i uczniowie. Przypadają im odmienne zadania. Jednak pełniąc przewidzianą dla
siebie rolę, realizują razem wspólny cel edukacyjny. Zostanie on osiągnięty
wtedy, gdy uczniowie opanują przewidzianą w programie kształcenia wiedzę w
postaci wiadomości, umiejętności oraz nawyków, i gdy przyswoją sobie pożądane
sposoby zachowań, przyjmą określone postawy, uznają za własny wszczepiony im
system wartości. Wspomniane role mają w obrębie relacji charakter stały. Na ten
ustabilizowany porządek edukacyjny nakłada się inny, który wywodzi się z teorii
komunikacji. Jego wprowadzenie w nowy obszar wynika z traktowania nauczania i
wychowania jako procesów porozumiewania się. W ramach modelu komunikacyjnego
działa jako zasada naprzemienności ról. Nadawca staje się odbiorcą, odbiorca
nadawcą. Tak rozwija się dyskurs, czyli dialog jaki prowadzą ze sobą w ramach
nauczania i wychowania. To czyni z nich autentycznych partnerów. Ale każdy
zachowuje własną odrębność, którą
winien zaakceptować i uszanować drugi z podmiotów. Partnerska tolerancja wymaga między innymi tego, aby uczeń
rozumiał, że nauczyciel zadaje prace domowe, wymaga pilności i odpytuje. Z tego
samego powodu nauczyciel powinien pozwolić uczniowi popełniać błędy. Wiernemu
swej tożsamości nauczycielowi nie wolno zachowywać się tak, jakby przestał nim
być. Nauczyciel partner to osoba, która dopuści ucznia do roli nadawcy, a sam
będzie słuchał nie tylko jego wypowiedzi, ale również zawartych w nich racji,
dążąc, aby wspólny interes nie ucierpiał w wyniku czynionych pod ich kątem
koncesji. Dając mu do zrozumienia, że jest ważny, nie zapomni jednak o tym, że
komunikacyjny model nauczania nie unieważnia modelu zakładającego stabilizację
funkcji w procesie dydaktycznym. Szanując ucznia, prawdziwy nauczyciel nie
zrezygnuje z własnych obowiązków, zadań i uprawnień!
Dlaczego o tym
wspomniałam? Mimo tego, że autorka książki Mówiąc
inaczej nie wykonuje zawodu nauczyciela w szkole (a tak naprawdę robi to
za pośrednictwem Youtube’a), wypowiada się o nim, kierując swoje słowa do
współczesnych odbiorców (w tym także lub przede wszystkim uczniów). Zasada
partnerstwa może działać, nawet powinna, ale każdy z partnerów musi znać swoje
miejsce w wyżej wspomnianym modelu.
Zmierzając do meritum
moich rozważań najlepszy nauczyciel (nauczyciel jutra) to taki, który jest
wymagający. Najpierw wymaga od siebie, a potem od swoich uczniów. Godzi rolę
przewodnika, osoby inspirującej do działania i przyjaciela – terapeuty.
Nauczyciel – mistrz. Dokonuje stałej samokontroli, czy którejś z tych ról nie
zaniedbuje. Uczeń wcale nie musi go lubić. Najważniejszą umiejętnością jest
przekazanie wiedzy i pewnych wartości. A po latach – mądry uczeń doceni tego
wymagającego nauczyciela i wspomni o nim z sentymentem i wdzięcznością za
wiedzę, jaką posiada.
Podsumowując, trzeba
powiedzieć, że proces stawania się nauczycielem to bardzo trudna praca.
Studenci, którzy uczą się, zdobywają wiedzę i umiejętności, będą mogli dać
dzieciom tyle, ile sami potrafią. Cywilizacja techniczna spowodowała, że coraz
więcej wiemy, ale coraz mniej rozumiemy.
Wydaje się, że warto już
dziś rozwijać w nich (czyt. dzieciach) potrzebę poszukiwania swojego
nauczyciela mistrza, postawę ustawicznego rozwijania siebie, tak by w szkole
przyszłości pracowali pedagodzy pełni pasji i zaangażowania, którzy będą umieli
zachwycić swoich uczniów i stać się dla nich prawdziwymi mistrzami i
przewodnikami.
Kończąc, apeluję do
obecnych i przyszłych nauczycieli: Dajmy możliwość uczniom myśleć, przy tym
samemu myśląc podwójnie.
A Paulinie – życzę powodzenia
i zajrzenia do kilku cennych książek na temat współczesnej edukacji, która jest
nie tylko w szkole, ale również poza nią (w dużej mierze – w Internecie).
Powyższy tekst stanowi konstruktywną krytykę
książki Mówiąc inaczej. W zamierzeniu
jest próbą walki z bylejakością dzisiejszej edukacji i powszechnym przyzwoleniem
na łamanie podstawowych zasad i wartości, którym powinien hołdować każdy,
chcący dawać innym przykład, człowiek. Konstruktywna krytyka to taka, która
zmusza do myślenia.
M.
Komentarze
Prześlij komentarz